piątek, 1 kwietnia 2011

Kwiecień...ehh.

Właściwie to dziś krótko, tak tylko wpadam na chwilkę...
U mnie całkowita klapa. Podejrzewam u siebie depresję, ale przc nie będę do psychologa iść- przecież sama mam nim kiedyś być, więc sama się wyleczę ;)
Dlaczego tak zdiagnozowałam?
1.Wolę siedzieć sama, objąć się rękoma i siedzieć na korytarzu w szkole niż z kimś gadać (no, chyba że z chłopakami).
2.Cały czas myślę o tym, jaka to jestem beznadziejna, brzydka, głupia itp. (czasem to już wnerwiające)
3.Mam niesamowite zmiany nastroju, ale głównie chodze smutna. (płaczę, za 5 min śmieję się, za 5 min krzyczę, a za następne 5 mam głupawkę...)
No i w zasadzie to na tyle, ale jest jeszcze jeden powód- powoli zaczynam tracić osoby godne zaufania. Właśnie zakończyła się moja jedna z przyjaźni... Bardzo mnie to boli, bardzo mi smutno z tego powodu, ale sądzę, że tak miało być- myślę, że jej będzie łatwiej nazywać mnie tylko koleżanką....
Powiem Wam, że jak jestem wśród innych, to czuję się w sumie dobrze. Stać mnie na wymuszony uśmiech.... Najgorzej jest, kiedy jestem sama w pokoju. Chcę mi się płakac, czuję się beznadziejnie. Najgorsza jest ta bezsilność, bezsilność wobec mojego smutku...
A ja wiem przez co mam tą depresję! A właściwie przez kogo.... Przez płeć przeciwną.
Owego osobnika zobaczyłam przelotem w środę, po dwóch miesiącach niewidzenia go na oczy. Co zrobiłam? Wybiegłam z budynku, w którym siedziałam i czekałam jak głupia, aż jego ojciec wyjedzie autem z prarkngu (on siedział w aucie) żeby się na niego pogapić... Ale w tym momencie zgarnęły mnie koleżanki... Jak szłyśmy, to jego ojciec jeszcze płacił za praking, a ja z uwielbieniem patrzyłam się na jego znudzoną twarz... Nawet on raz na mnie spojrzał...
Boże! Dlaczego to tak boli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz