poniedziałek, 29 grudnia 2014

Powrót...

W końcu zebrałam się, aby coś tu napisać... Jeju, ile się wydarzyło przez ten czas, nie jestem w stanie tego opisać... Wiele dobrego i wiele złego, minęło w końcu pięć miesięcy od ostatniej roku, to bardzo długo ;)
Przede wszystkim, co u mnie?
Od 2 września jestem w szczęśliwym związku. Moje życie znów nabrało wielu barw...Jest to mężczyzna, którego poznałam wiele lat temu... w klasie klarnetu. Te kilka lat temu też się w nim pierwszy raz zakochałam. Jednak wtedy nie wyszło... więc ja, jeszcze dziecko, zamiotłam zauroczenie pod dywan i starałam się o nim zapomnieć. Pewnego wieczoru (właściwie nocy) nawiązałam z tymże mężczyzną facebookowy dialog... I kontakt ten trwa nieprzerwanie od 5 miesięcy ;) Czuje się przy nim...niesamowicie. Nie da się tego opisać, bo to coś, czego jeszcze nigdy tak nie czułam. Przebijamy razem wszystkie przeciwności, trzymamy się mimo wszystko, szalenie się wspieramy w dążeniu do celu. Jesteśmy dla siebie wszystkim, a przede wszystkim... muzyka. To jest niezwykłe doświadczenie, być z kimś, kto ma dokładnie taką sama pasję jak Ty. Nagle możesz się posługiwać słowami i fachowymi określeniami i druga osoba Cię rozumie. A jaka jestem dumna, kiedy on gra na klarnecie, moje dwie miłości połączone ze sobą ;)
W szkole dobrze, chociaż trochę opuściłam się w liceum ;) Głównie po to, by chronić swoją psychikę i nie zwariować. Stawiam na klarnet=> przykładam się do muzycznej=> odpuszczam liceum. No proszę Was, co mi da w zawodzie klarnecistki wiedzieć, co to jest funkcja wykładnicza czy inne matematyczne dla przykłady głupoty ? (tak, nienawidzę matematyki :D)
Jeśli chodzi o mój klarnet to jest odczuwalna poprawa, w zasadzie wszystkiego, ale jeszcze duużo pracy przede mną... A trzeba się zbierać, bo w roku 2015 chcę pojechać na konkurs i w końcu zmierzyć się z innymi klarnecistami, a wiadomo że nie chcę wypaść blado na ich tle...
Hmm... Jeśli chodzi o mój wygląd, to z rudego wróciłam do brązu ;) Może i kolor rudy na moich włosach miał swój urok, tak jak zobaczyłam się znów w brązie uznałam, że zmiana na rudy to był błąd ;) Póki co dzielnie staram się zapuszczać włosy, marzą mi się takie do pasa, ale przy moich łamliwych, suchych włosach może być ciężko... No ale cóż ;)
Póki co nie wiem o czym mogłabym napisać, no i o czym dalej pisać tego bloga. Jakieś pomysły? Ktoś to zagląda? ;)

niedziela, 27 lipca 2014

Bulgaria 2014 and my way

Witam :) Już 10 dni temu wróciłam z Bułgarii...ale do tej pory nie mogę po niej dojść do siebie :) Żartuje, po prostu nie miałam weny, żeby napisać ambitną, ciekawą notkę. Teraz mam chwilkę czasu, więc postaram się krótko przedstawić Wam moje wrażenia po kolejnym pobycie w Kiten, a także opowiedzieć o istotnej zmianie, która nastąpiła w moim życiu.
***
Wyjazd do Bułgarii, do miasteczka Kiten odbył się w dniach 7-17 lipca. W Kiten byłam już po raz drugi i znów muszę stwierdzić, że to cudowne, spokojne i piękne miejsce. Podróż do Bułgarii przebiegła bardzo szybko, w towarzystwie nowo poznanych ludzi, a także starych znajomych, wśród śmiechu i rozmów.
Zanim się obejrzałam, a 8 lipca, koło 12 byliśmy na miejscu. Pierwsze pójście nad morze... niezwykłe uczucie. Tęsknota, jaką czułam za tym miejsce, została zastąpiona totalną radością, ulgą i podekscytowaniem.
 Sam pobyt... Był po prostu doskonały. Miałam grupę, zwaną "watahą", złożoną z samych osób 20+ (no, oprócz mojej Kawy, która nie ma jeszcze dwójki z przodu). Mimo różnic wieku, bardzo dobrze dogadywałam się ze wszystkimi, razem dobrze się bawiliśmy, śmialiśmy i spędzaliśmy czas. Nigdy nie zapomnę długich rejsów po morzu pontonem, chodzenia na kebaba i pizzę na grubym cieście co najmniej raz dziennie, nie zapomnę smaku Somersby gruszkowego... (niestety niedostępnego w Polsce)... Dni spędzone w Kiten wyglądały bardzo podobnie, nie będę się tu roztrząsać szczegółowo, co się działo ;)

Oprócz tego pojechaliśmy do rezerwatu przyrody przy rzece Ropotamo, gdzie w małych łódkach udaliśmy się w rejs. Mogliśmy podziwiać licznie żyjące tam żółwie. Nie muszę chyba opisywać, jak porywająco ciekawa była ta wycieczka, niektórzy zasypiali na tej łódce :D
Jak w tamtym roku, pojechaliśmy także do Burgas, jednego z większych miast Bułgarii. Byliśmy tam na Mszy św. w polskim kościele, a potem poszliśmy na taras, z którego roztacza się niesamowity widok na morze <3
(Proszę bardzo, raz na jakiś czas autorka musi się ujawnić :D)

Prosto z Burgas pojechaliśmy do Nessebaru (Nesebyru), a raczej do jego starej części. Jest położone na pięknym półwyspie. Właśnie ta stara część miasta to wąskie, wyłożone kamieniami uliczki, kamienne cerkwie, kamienice,  ruiny murów, a przy tym lokale osadzone na skalistych wybrzeżach, piękna plaża wyłożona muszelkami.... W Nessebarze jest niesamowity klimat, rodem z Włoch (tak mi się skojarzyło :D). Kocham chodzić tamtymi uliczkami, bo mają cudowny klimat :)
Z relacji to chyba tyle, naprawdę nie ma wiele do opisywania... Na cały wyjazd składa się masa małych wspomnień, niektórych bardzo prywatnych, więc nie mogę o nich napisać :)

(Zdjęcia nie zostały wykonane przeze mnie. Mimo to, proszę ich nie kopiować)
 
Może od razu przejdźmy do drugiego wątku.
***
Zmiana w moim życiu.
W Bułgarii miałam zetknięcie z osobami, które ukończyły Akademię Muzyczną, na różnych wydziałach. Dużo z nimi rozmawiałam, wypytując o pracę, o ćwiczenie, o studia...Przez tych kilka dni przekonałam się, jakimi wspaniałymi ludźmi są muzycy. Są bardzo otwarci, optymistyczni, zakręceni, żyją muzyką i widać w ich oczach, jak wielką jest dla nich radością.
Uznałam, że ja też tak chcę, że chcę zająć się muzyką, chcę grać koncerty, występować, ćwiczyć, spędzać długie godziny ćwicząc, chcę się doskonalić a przede wszystkim czerpać z tego radość.
Postanowiłam, że chcę zostać zawodową klarnecistką.
Niby wydawałoby się, że idąc już do II stopnia szkoły muzycznej powinnam to wiedzieć. Niestety, nie wiedziałam. Nie wszyscy w moim otoczeniu popierali i dalej nie popierają pomysłu studiów muzycznych.
Dzięki zetknięciu z tymi osobami uświadomiłam sobie, że to nieważne, czego inni ode mnie oczekują, ale to, co sama pragnę w życiu osiągnąć. Nie widzę się w innym zawodzie, jak w zawodzie muzyka.
Jak się z tym czuje?
Nareszcie wiem na czym stoję, czuje się z tym lekko, cudownie, mam uczucie wypełnionej pustki w sercu i umyśle, bo wiem, do czego dążę. To cudowne uczucie!
Muszę jeszcze rozważyć, czy pójść w stronę muzyki klasycznej, czy jazzowej, bo wciąż nie umiem się zdecydować. Czas pokaże. W każdym bądź razie teraz porządnie biorę się za szkołę muzyczną i ostro w niej pracuje. Jestem teraz sama, więc mogę więcej czasu poświęcić klarnetowi, co mnie bardzo cieszy.
Na zawsze muzyka... :)

"Muzyka to naprawdę mocny narkotyk. Może cię zatruć, podnieść na duchu lub sprawić, że rozchorujesz się, nie wiedząc dlaczego."
Adam Neste (1723 - 1790)

sobota, 28 czerwca 2014

Pokochaj siebie!

 Dzisiejszy post jest jedną, wielką refleksją, zakończoną ważnym wnioskiem.
Przez ostatnie miesiące popadałam ze skrajności w skrajność. Przez fakt, że w internacie musiałam sobie sama gotować, a nie zawsze miałam na to czas, zbyt często zdarzało mi się jeść drożdżówki a także fast-foody. Dodatkowo brałam leki, które przyczyniały się do tycia. Z drugiej strony, chciałam być szczupła dla mojego chłopaka, bo widziałam, że moja coraz bardziej zaokrąglona figura mu się coraz mniej podoba (chociaż tego nigdy do mnie nie powiedział). Nie jadłam więc słodyczy, starałam się jeść więcej warzyw, owoców, nieraz niemal się głodziłam, bo nie wiedziałam co jeść. Starałam się jak najwięcej ćwiczyć i z utęsknieniem czekałam na rezultaty.
Teraz, gdy zostałam sama, dostrzegłam, że takie zachowanie nie ma sensu. Patrzę na moje stare zdjęcia z wakacji i niemal płaczę na widok idealnego, płaskiego brzucha i braku boczków... Ale są rzeczy ważniejsze.
Nie mogę zmobilizować się  do intensywnych, codziennych ćwiczeń. Zamiast tego wolę zobaczyć się ze znajomymi, dla których nie miałam czasu przez ostatnich 10 miesięcy, a teraz dostrzegam, jak wiele straciłam. Zamiast katować się wieczorem ćwiczeniami, wolę porozmawiać z rodzicami, siostrą, pośmiać się, pogadać...
Dzisiaj, podczas kupowania stroju kąpielowego musiałam stanąć ze swoim ciałem "twarzą w twarz". I wiecie co? Podobam się sobie. Mimo kilku niepotrzebnych fałdek, zaokrąglonych bioder, ud i (o zgrozo!) delikatnemu celulitowi kocham swoje ciało. Zrozumiałam, że nie muszę się głodzić, nie muszę spędzać długich godzin na siłowni, nie muszę mieć idealnego ciała, płaskiego, wyrzeźbionego brzucha.... Nie chcę ścigać się z koleżankami o to, która jest szczuplejsza, która jest bardziej fit, bo mnie to nie kręci. Uznałam, że będę uprawiać sport, kiedy będę miała na to ochotę. Poćwiczę mięśnie brzucha, pośladków, nóg czy rąk wtedy, kiedy będę tego chciała. Tak samo z bieganiem czy rowerem. Sport daje mi dużo radości i przyjemności, nie muszę więc go uprawiać pod przymusem posiadania idealnej sylwetki, patrząc tęsknie na zdjęcia modelek w gazetach. Wiem, że moja figura z  poprzedniego roku już nie wróci, bo w moim organizmie zaszły pewne zmiany, przez które raczej do "patyczaka" nie wrócę. Ale... czy nie lepiej być naturalną kobietą? Słyszałam opinie, że faceci naprawdę lubią krągłości, byleby tylko nie były zbyt pełne, ale po prostu sexy! :)
Drogie Czytelniczki! Pokochajcie siebie! Podziwiajcie w lustrze swoje krągłości i kochajcie je! Nie dopuście jednak, aby wałeczki się powiększały, przez niezdrowe jedzenie czy brak ruchu... Wiecie, że skrajności są niezdrowe ;) Jedzcie zdrowo, ale smacznie, ćwiczcie to, co lubicie ćwiczyć, jeśli będziecie robić to z przyjemnością, to siłownia może być naprawdę wielką rozrywką, stać się naszym hobby!
Ja wprowadzam do swojego życia te złote zasady. Od dziś kocham swoje ciało, takie, jakie jest. Będę wciąż nad nim pracować, ale też będę z dumą prezentować jego obecny stan. W spodniach, sukience, czy stroju kąpielowym będę sobą, pewną siebie i emanującą optymizmem!



Jeszcze tydzień do Bułgarii! Od wczoraj cieszę się wakacjami pełną parą! Miłego wypoczynku Kochani :*

środa, 18 czerwca 2014

Come back.

Witam witam!
jak zwykle daje tylko znak życia, ale obiecuje że wraz z wakacjami ruszę trochę z notkami, bo to co tu się dzieje jest straszne!
Mnóstwo rzeczy się zmieniło przez ten czas w moim życiu, czasami nie miałam czasu, a czasami ochoty pisać, no i tak wyszło...
Co u mnie? Szkoła ogarnięta, średnio 4,4. Myślałam że będzie lepiej, no ale sorry, jestem w liceum, pasek to dawne wspomnienia z czasów gimnazjalnych, haha :) Za to w szkole muzycznej średnia 5,0 :) W ogóle były momenty, że chciałam zrezygnować z muzycznej, poddawałam się, bo nie miałam dla nikogo czasu... Jednak nie rzuciłam jej i bardzo się z tego cieszę, dzięki muzyce czuję że żyję i wiem, że ta szkoła jest wyjątkowa i są w niej naprawdę kochani ludzie :)
A poza szkołą... jestem wolna. Niestety, rozstałam się z chłopakiem, niektórzy pewnie już wiedzą. Nie chcę roztrząsać na forum publicznym dlaczego tak się stało, bo uważam to za naszą prywatną sprawę. Miałam chwile załamania...Ale teraz już jest w porządku. Pogodziłam się z tym. Z nadzieją patrzę w przyszłość. Jeszcze trochę wierzę w miłość i zaufanie...Ale już mniej. Jak znajdzie się ktoś, kogo pokocham, to tak będzie, nie mam zamiaru szukać kogoś na siłę. Póki co cieszę się wolnością, życiem i zbliżającymi się wakacjami :)
7 lipca jadę znowu do Bułgarii! Nie mogę się doczekać, wierzę że ten wyjazd będzie jeszcze lepszy niż w tamtym roku! Postaram się napisać jakąś fajną relację z pobytu, a także przyjechać z opalenizną, chociaż z moją karnacją graniczy to z cudem :) Znowu moje kochane Kiten, nadchodzę! :)
Tak poza tym nie mam innych planów na wakacje. Chciałam iść do pracy, ale zobaczymy co z tego wyjdzie... Gadałam z kolegą i w sumie możliwy jest wypad pod namioty nad jezioro, tylko zebrać większą grupkę, wziąć trochę kasy, gitarę i jedziemy! :D
Z moimi ćwiczeniami trochę lipa ostatnio, ale ogólnie mniej jem, staram się wsuwać mniej fast-foodów (chociaż Magda non stop mnie na nie wyciąga, pozdrawiam serdecznie! :D). Zamiast ćwiczeń bardzo dużo spaceruje, odwiedzam te miejsca w Krakowie, do których od dawna chciałam iść (wczoraj byłam na przykład w Parku Decjusza, pięknie tam!)
Uznałam, że nie mam zamiaru się katować, głodzić, żeby pięknie wyglądać w stroju kąpielowym... Jeśli znów miałabym kogoś pokochać w Bułgarii (chociaż, lepiej Boże mnie przed tym uchroń!!), to niech to będę ja taka jak na co dzień, z normalną lekkim wałeczkiem tłuszczyku na brzuchu :D A tak serio to będę ćwiczyć, bo to lubię, a nie że chcę super schudnąć, bo uznałam że warto jednak zaakceptować swoje ciało, a nie uparcie dążyć do ideału... Naprawdę! :)
Dobra, spadam, miało być krótko, a się bardzo rozpisałam :) Poczekajcie, jak mnie złapie wena to dopiero będzie sługa notka, oj tak!
Do zobaczenia Kochani! Byleby do wakacji, już za tydzień <3

środa, 7 maja 2014

Comming soon

Wpadam tylko na chwilę, aby zaznaczyć że wciąż żyję i pamiętam o blogu!
Może pojutrze napiszę jakąś porządną notkę :)
Co u mnie? Nawał zajęć, ale pozytywnie, póki co mam wolne od szkoły, bo matury są (niestety, do muzycznej muszę dojeżdżać). Siedzę sobie w domku :)
Zaczęłam również ćwiczyć i zdrowiej się odżywiać (znowu), bo już normalnie nie mogę na siebie patrzeć... Póki co ćwiczę z Chodakowską Skalpel, bo moja kondycja potężnie podupadła...
Więc co? Czekajcie na obszerną relację z nowościami, bądźcie cierpliwi, proszę <3

piątek, 14 marca 2014

W skrócie- co u mnie?

Hej hej :)
Niestety, nie mam czasu pisać długich notek, ale postaram się chociaż dać znak mały znak życia :)
Co u mnie? Robota i jeszcze raz robota! Nie mam czasu niestety czasami sobie posiedzieć i pomyśleć, a co dopiero pisać na blogu ;)
Co nowego? Od jakiś 4 tygodni znów zaczęłam ćwiczyć: biegam, ćwiczę ręce, brzuch, cardio i treningi siłowe (na tyle, na ile mam na to czas. czyli 2-3 razy w tygodniu) i staram się zdrowo odżywiać. Od 2 tygodni nie jem słodyczy (niestety, wyłączając drożdżówki: póki co je ograniczyłam, ale chcę je całkiem usunąć :D). Efekt: czuję się dużo lepiej, jestem mniej zdołowana, mam więcej energii... Schudnąć też trochę schudłam, jutro sprawdzę jak poszło z centymetrami :)
Dlaczego zaczęłam ćwiczyć?
Hasłem zapłonu był fakt, że mój chłopak wpadł na pomysł, żeby się ruszyć na basen a ja... uświadomiłam sobie, że chyba się już nie zmieszczę w strój :) Poza tym tęskniłam za ćwiczeniami i uznałam, że koniec wmawiania sobie, że nie mam na to czasu, bo jak dobrze zorganizuję, to mam! :)
A słodyczy nie jem do świąt wielkanocnych, potem zacznę jeść, ale w ograniczonych ilościach. Wiem, że dam radę, bo już sobie to nie raz udowodniłam :)
Za dwa tygodnie mam egzamin techniczny w szkole muzycznej. BOJĘ SIĘ kurde.... Pewnie dam radę, jak zawsze, ale i tak się boję i staram się ostro ćwiczyć. Dam radę :)
Co jeszcze? Jutro przede wszystkim ćwiczę, zrobię jeszcze jakiś trening ABT, może spotkam się w końcu z przyjaciółkami i się w końcu pouczę... ;)
No, może w końcu napiszę coś kreatywnego następnym razem...
Buziaki! :*

wtorek, 11 lutego 2014

Relacja z ferii. New: sukienka i naszyjnik -Sinsay

Witam :)
Minął już pierwszy tydzień ferii.
Jak mi zleciał?
W poniedziałek byłam z siostrą w Krk w kinie, jak już pisałam ;) Zobaczyłam się też z dziewczynami, w środę z częścią starej klasy. W czwartek pojechałam do Piotrka i spędziłam tam 4 cudowne dni, w ciszy, spokoju, otoczona świetnymi i kochanymi ludźmi ;)
W poniedziałek (wczoraj), wyruszyłam na zakupy. Kupiłam sukienkę i naszyjnik w Sinsay'u, kurtkę w Crossie, a w Rossmannie coś dla Piotra na Walentynki ;) Dzisiaj odwiedziłam w końcu Marlenkę ;) Jutro widzę się z Natalią i pędzę na próbę, a w czwartek znów jadę do Krakowa, spotkać się z koleżankami muah :*
Dzisiaj napiszę co nowego "upolowałam" w Sinsay'u.
Bardzo lubię ten sklep, dlatego, że jest tam ogromny wybór różnych ubrań, od t-shirtów po torebki czy buty. W dodatku ceny są przystępne, a ubrania świetnie wykonane- nie niszczą się szybko i pięknie wyglądają ;)
Jakiś tydzień temu znalazłam na wyprzedaży przepiękną sukienkę z cekinową górą. Jak zobaczyłam cenę, nie mogłam uwierzyć- 20 zł! Naprawdę bardzo mi się spodobała, a za taką cenę to było wręcz aż jak cud ;D
Wróciłam po nią i nadal była, w kolorze ciemno turkusowym, w moim rozmiarze :) Oto ona:
 Kolor góry sukienki niezbyt dobrze się odwzorował, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że góra jest w ciemnym turkusie, ok? ;)
Kolejną "zdobyczą", na którą naciągnęłam się spontanicznie, był naszyjnik. Stwierdziłam, że brakuje mi właśnie biżuterii, m.in. naszyjników i kolczyków, więc kupiłam sobie taką złotą pierdółkę ;) Kosztowała mnie tylko 8 zł, więc co mi tam :D
Znów kolory są nie takie jak trzeba... Ale światło mam słabe, przepraszam :)

Zdjęcia kurtki nie mam, bo jest za ciemno... Jest krótka, ciemno bordowa, ze złotymi wykończeniami :) Po cichu marzyłam sobie o takiej, ale czekałam na wyprzedaże :)

Ze spraw organizacyjnych- zamknęłam ask'a, bo po prostu zaczął denerwować mnie spam na tym portalu, a z resztą zawsze miałam mało pytań ;) Jeśli ktoś chce o coś zapytać, to zapraszam do zapisywania ich w komentarzach na blogu, nawet z anonima- tylko proszę o zachowanie kultury!

To tyle na dzisiaj, bo już robi się późno...Przepiszę zadanie z polskiego, coś jeszcze może obejrzę w tv i do spania! :)
Dobranoc Kochani :*

czwartek, 6 lutego 2014

BSA w Krakowie- co i jak?

Ktoś na asku poprosił mnie o napisanie posta o bursie, w której mieszkam.
A więc proszę ;) Zwykłą, pamiętnikową notkę odpuszczam na rzecz opisu miejsca, w którym mieszkam :)
***
Bursa Szkół Artystycznych w Krakowie to nie jest typowy internat. Jak wskazuje nazwa, mogą mieszkać tam tylko osoby, które uczęszczają do szkół artystycznych (szkoła muzyczna, plastyczna itd).
Budynek bursy z zewnątrz jest niepozorny, wygląda jak każde inne blokowisko. W środku jest jednak świetnie wyremontowany, wszystko jest nowe, po okna, drzwi, meble do odświeżonych ścian.
Mamy pokoje 2 i 3 osobowe. Jeden pokój dwójka i jeden trójka łączy się w skład, który ma wspólną, sporych rozmiarów łazienkę. Ja jestem w pokoju dwójce z maturzystką, z nami mieszkają jeszcze 2 dziewczyny w drugim pokoju, więc jest nas 4 a nie 5 ;) Łazienkę oczywiście sprzątamy same, mamy wyznaczone dyżury i skrupulatnie je wypełniamy :)
Niestety nie ma u nas stołówki- jest jedna, duża kuchnia na piętro, wyposażona w dwie, duże lodówki, kuchenkę, mikrofalówkę i opiekacz. Każde z nas samo przygotowuje sobie posiłki, co czasami jest kłopotliwe i męczące, ale dajemy radę ;)
W podziemiu znajdują się sale do ćwiczeń na instrumentach, na czym w zasadzie najbardziej mi zależało. W całym budynku jest ich w sumie ok. 20, w każdym jest pianino, więc warunki mamy naprawdę super. Oprócz tego mamy dwie sale telewizyjne, siłownię, sale plastyczne, bibliotekę i salę do cichej nauki (którą bardzo często okupuję, bo ją uwielbiam :D). Oczywiście mamy też pralnię, która jest wiecznie obwieszona całą masą wszelakiej maści ciuchami ;D
W bursie jest ok. 60 mieszkańców, parter zajmują chłopaki, a pierwsze i drugie piętro dziewczyny. Niestety, chłopaki nie mogą do nas wchodzić na piętra, a tym bardziej do pokojów, więc szczerze mówiąc przez długi czas słabo znałam chłopaków ;) Możemy się jednak spotykać na różnego rodzaju wieczorkach, spotkaniach edukacyjnych itp, więc prawie wszystkich ludzi z Bursy znam lub kojarzę ;)
Oczywiście mamy wychowawczynie, które sprawdzają czystość w pokojach 2x dziennie (o taak!), sprawdzają, czy wszyscy wychodzą ze szkoły, a potem czy wracają przed 21:30 do budynku, organizują spotkania grupy i ogólnie się nami opiekują. Niektóre z nich naprawdę bardzo lubię i często z nimi rozmawiam :>
Koszty? Mam nadzieję, że nie jest to tajemnicą i mogę powiedzieć :) Płacimy tylko 100 zł miesięcznie za pobyt w Bursie. To jest naprawdę bardzo, bardzo mało, za warunki, jakie tutaj mamy.
Obowiązki? Nasze obowiązki to chodzić do szkoły, dbać o czystość, wypełniać dyżury sprzątania kuchni i lodówek, chodzić na spotkania tematyczne (przynajmniej raz w miesiącu), za każdym razem, gdy gdzieś wychodzimy wpisać się do zeszytu i wracać przed 21:30. Może brzmi trochę strasznie i rygorystycznie, ale naprawdę idzie się przyzwyczaić ;)
Atmosfera? Jako, że wszyscy jesteśmy artystami, klimat w bursie jest fantastyczny- mnóstwo tu pozytywnie zakręconych osób, wesołych, pomocnych i rozumiejących siebie nawzajem. Wszyscy tak samo chcemy się bawić, kształcić, odpocząć, tak samo tęsknimy za domem... Ale się nie dajemy, bo jednak po coś jesteśmy w tym Krakowie :)
Lokalizacja? Zaraz przy Błoniach- do centrum ok. 3 km, jakieś 20 min spacerkiem do Rynku, wszędzie blisko. To naprawdę cudowne :)
***
Co u mnie? FERIE :D Byłam wczoraj na mini spotkaniu z dawną klasą. Było super, strasznie tęskniłam za tymi mordkami :))
W poniedziałek byłam też w Krakowie w kinie z moją siostrą ;) Też było fajnie, nareszcie idzie się dogadać z moją młodą ;>
Dzisiaj jadę do Piotra, także nie będzie mnie do niedzieli w domu. Łapie mnie przeziębienie, ale mam nadzieję, że mnie nie rozłoży do końca... Nie chcę pół wsi pozarażać :D
Muszę zmykać na pociąg- mam nadzieję, że moja notka będzie dla kogoś przydatna.
Papa :)

czwartek, 16 stycznia 2014

Przemyślenia o życiu

Witam ;)
Dzisiaj wpis pełen przemyśleń, bo pojawiły się po pewnym zdarzeniu, które stało się w mojej okolicy.
Mianowicie w wyniku wypadku samochodowego zmarła dziewczyna w moim wieku.
Nie będę ujawniać danych, bo myślę, że rodzina sobie tego nie życzy. Nie znałam jej osobiście, kojarzyłam ją tylko z widzenia.
Gdy dowiedziałam się o wypadku często o niej myślałam, modliłam się. Mimo, że jej nie znałam, to chciałam, żeby wyzdrowiała. Tak bardzo miała prawo żyć. Była śliczną i sympatyczną dziewczyną.
Gdy dowiedziałam się, że jednak nie udało się jej uratować... Pierwsze co było, to ogromny, przytłaczający szok. Nie potrafiłam uwierzyć, że 17-letnia dziewczyna tyle walczyła o życie, aż w końcu tą walkę przegrała. Potem był żal. Nie znałam jej, ale współczułam jej rodzinie, jej przyjaciołom, znajomym....To ogromna strata, jeśli odchodzi ktoś bliski, w dodatku ktoś młody.
Później dotarło do mnie, że tak naprawdę ja mogłabym być na jej miejscu. Że to ja dzień przed Świętami mogłam mieć pecha i trafić na kierowcę-wariata, to ja mogłabym w szpitalu walczyć o każdy oddech.... I gdy to do mnie doszło, sparaliżowało mnie. Uświadomiłam sobie z bólem, że śmierć jest bliżej, niż mi się wydaje, że może zdarzyć się w każdej chwili. A ja tak często "przelatuje" swoje dni, budzę się z myślą, żeby ten dzień się już skończył, jestem ciągle zmęczona, niezadowolona... A nie wiadomo, kiedy Mroczny Korsarz po mnie przyjdzie, czy w wieku młodym, czy starczym, ani też nie wiem, w jakich stanie się to okolicznościach.
Dlatego tak ważne jest, żeby doceniać każdy dzień. Od wschodu do zachodu Słońca, każdy zimowy i letni wieczór. Każdy uśmiech, każde słowo bliskiej osoby, każdy dotyk, pocałunek, każdy smutek i żal. Bo tak naprawdę nic nigdy się nie powtarza, żaden dzień. Często łapię się na tym, że nie pamiętam, co robiłam poprzedniego dnia. To bardzo przykre i zmuszające do przemyśleń.
Staram się trochę bardziej doceniać to, co mam. Dom, rodzinę, miłość, przyjaciół, szkołę i to wszystko,co mnie otacza. Człowiek dopiero konspiruje nad takimi sprawami, kiedy bezpośrednio lub pośrednio dotknie go taka krzywda. Zastanówcie się też nad swoim życiem, czy cieszycie się z każdego, nawet "pechowego" dnia. To naprawdę pomaga. Żyjmy tak, żebyśmy nigdy niczego nie żałowali <3


Nic dwa razy
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.

Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
Wisława Szymborska