Dzisiaj po prostu o uczuciach. Jeśli komuś o tym nie powiem, jeśli nie napiszę, to po prostu wybuchnę.
Mam jutro egzamin wstępny do szkoły muzycznej II stopnia.
Niby nic, niby kolejny egzamin w tym miesiącu.
Cały czas jednak czuję paraliżujący strach, przerażenie, nasuwają mi się czarne myśli. Chyba za bardzo mi zależy na tym, aby zdać. Chyba za bardzo o tym marzę, za dużo razy wyobrażałam sobie, że jestem w tej szkole, krążę po jej korytarzach, uśmiecham się do przechodzących koło mnie ludzi. Chciałabym, aby ta szkoła stała się moim drugim domem, lokum, gdzie zaszyję się na kolejne sześć (!) lat i będę się kształcić.
Poznam nowych ludzi.
Będę coraz lepiej grać na klarnecie.
Poznam tajniki muzyki.
Zdobędę wykształcenie średnie muzyczne.
To już jutro- dzień, na który przygotowywałam się przez tyle miesięcy. Nie mogę w to uwierzyć i normalnie, po ludzku boję się. Mój strach spotęgował dziś fakt, że nie potrafiłam zagrać utworu w całości z akompaniamentem (fortepianem)- a przecież tyle ćwiczyłam.
Co, jeśli jutro się zdenerwuje i będzie tak samo?
Co, jeśli zawiodę sama siebie?
Trzymajcie za mnie kciuki, bardzo mocno. Tylko o to Was proszę- wierzę w to, że modlitwa i kilka trzymanych kciuków za mnie dadzą mi takiego kopa, że wejdę do tej sali i zaszokuję wszystkich, całą komisję, a potem zobaczę swoje nazwisko na liście przyjętych.
DAM RADĘ!
“Nie bój się zrobić czegoś głupiego. W najgorszym razie to po prostu nie zadziała.”
Peter Shankman
:)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz